Wczoraj jeszcze pospałam, bo wizytę u kolejnego lekarza miałam przed trzynastą. Ale dzisiaj…znów o świcie zejście z materaca prawie na czworaka. Poza pracą naprawdę intensywny dzień – myślałam, że nie dam rady tak na pełnych obrotach. Pobyt u chorych, różaniec ze Świętym Józefem, wieczorna Eucharystia, noszenie desek tak jak ktoś poprosił, a później jeszcze parę rozmów z ludźmi i praca w domu. Zasnęłam przed północą, po drodze mało co zjadłam.
Jak to jest? Gdybym rano pomyślała o tych wszystkich rzeczach, które udało mi się zrobić, zniechęcenie wzięłoby górę. Z połowy bym zrezygnowała, zaczęłoby się kombinowanie, co wykreślić z tej listy. A przecież pojawiły się też tematy, które wpadły w tak zwanym międzyczasie. Zrobiłam dużo, w sercu radość, ale fizycznie jednak to odczuwam. Czy tak powinno być?
Dziecko Moje, pamiętaj o tym, że twoja służba wobec braci ma nieograniczone możliwości. Nie mówię o możliwościach rąk i rozumu, bo te mają swoje granice i rozsądek nakazuje, by ich nie przekraczać w trosce o swoje zdrowie i skuteczność tego, co podejmujesz. Lepiej bowiem mniej wykonać dobrze niż zatracić siebie i zgubić kontakt ze Mną w pogoni za coraz to nowymi czynami rąk i umysłu. Nie będą one wówczas owocne, zawiedziesz braci i zniszczysz siebie. A także zniszczysz to jedyne, co chciałem twoimi dłońmi i twoim umysłem uczynić dla ich dobra.
Słowo Pouczenia, 220