Tak najbardziej to chyba właśnie w Wielki Piątek odczułam Panie Jezu brak Ciebie. Taka cisza i pustka – otwarte tabernakulum, pusty i wręcz surowy ołtarz i przede wszystkim brak Eucharystii. Na co dzień nie przykładam wagi do tego, że mogłoby jej nie być, po prostu wiem, że jest i to daje mi niejako poczucie bezpieczeństwa. A tu moment bardzo wymowny – głucho, pusto, bo Ty umarłeś abym ja przeżyła. Ty cierpiałeś, abym ja kiedyś mogła być z Tobą. Ty w pewnym momencie zrobiłeś wszystko, aby wyciągnąć mnie z tego brudu, bagna, z tego smrodu, który zagłuszałam ulubionymi perfumami. Zostawiłeś te dziewięćdziesiąt dziewięć i przyszedłeś do mnie jednej, wyplątując mnie z krzaków. Pokazałeś mi bardzo wyraźnie, że w pewnym momencie nie pomógł mi już żaden lekarz, żaden przyjaciel, rodzina. Bo oni mogą nawet i chcieć, ale jednej rzeczy nie znają – nie znają mojego sumienia. A od sumienia jesteś tylko Ty. Więc zawołałam i wtedy mogłam się przekonać, że dla Ciebie nie ma rzeczy niemożliwych. Z płaczem prosiłam: Maryjo ratuj – dziś nie znajduję słów wdzięczności.
+ Największe zło w Moich rękach zamienia się w dobro. Tak, jak stało się z Moim ukrzyżowaniem – największym grzechem ludzkości. Dlatego nie lękaj się zła. Idź mu naprzeciw ze Mną w sercu oddana Mi całkowicie i oddająca Mi to, co jest ci dane poznać i doświadczyć. Jam zwyciężył zło i nie ma go tam, gdzie Ja jestem.
Słowo Pouczenia, 191