Zamyślenia #53

Dusze w czyśćcu cierpiące to ja kiedyś znałam jedynie ze słów zasłyszanych w kościele, nie mając zielonego pojęcia o co chodzi. I jeszcze, jak ktoś opowiadał kiedyś o książce Życie po życiu, której nie przeczytałam ze strachu. Albo, że się komuś ktoś zmarły ukazał. Albo, że na cmentarzu po zmroku mam nie chodzić, bo wiadomo – tam straszy. A jakiś czas temu od znajomej, która duszom bardzo, bardzo pomaga modlitwą, usłyszałam takie zdanie: Czyściec – przedsionek nieba. Nie umiem wciąż jeszcze za bardzo o nich napisać. Ale dzisiaj już wiem, że one są, że czyściec istnieje, że uwierzyłam w to, co od dziecka wypowiadałam na każdej Eucharystii „wierzę w świętych obcowanie, grzechów odpuszczenie, ciała zmartwychwstanie, żywot wieczny amen”. Wierzę, że my tu na ziemi możemy pomóc im modlitwą, a one w zamian dla nas wypraszają mnóstwo łask i chronią w codziennym życiu. Niejedna sytuacja nie skończyła się tragicznie właśnie dzięki ingerencji duszy czyśćcowej. Kto by pomyślał… Kiedy w hospicjum widzę, że ten moment przejścia właśnie się rozpoczął, taki moment gdy wyobrażam sobie, jak dusza zaczyna wchodzić na tajemniczy most, łączący niebo z ziemią, wówczas staram się podać rękę wierząc, że te pierwsze kroki będą łatwiejsze, może bez potknięć, bez strachu, z radością zobaczenia Pana Jezusa na środku tego mostu. Koronka do Miłosierdzia Bożego. Często przyłącza się rodzina, niektórzy pytają jak odmawiać. Różaniec, spowiedź święta, komunia święta w intencji zmarłego. Modlitwy zanoszone szczególnie w pierwszych trzech dniach od śmierci, gdy dusza staje przed Jego Majestatem. Dużo można wówczas wybłagać, za wiele przeprosić, rękami i nogami stukać, dobijać się wręcz do serca Maryi, błagając o Jej pomoc, starając się do końca walczyć o zbawienie tego kto odszedł. Maryja zawsze pomaga. Ona zawsze walczy do końca. Nigdy się nie poddaję – nie mam zielonego pojęcia, co piękne i cenne jest w oczach Boga. Wiem jedno – Jego miłosierdzie jest niezmierzone, i liczy się to co teraz. Nie to co było – choćbym nie wiem ilu głodnych nakarmiła, nie wiem ile kościołów wybudowała. Nie ma żadnej wagi, nie ma liczenia, że tyle rzeczy było dobrych, a tyle złych, a dobre jednak przeważają, a te złe to może nie takie złe. Stety albo niestety, liczy się to, co teraz. Teraz jestem w grzechu ciężkim, odchodzę z tego świata, jeśli go nie zdążę wyznać – wybieram drogę potępienia. Oddzielenia od Boga, od cudownych wiecznych chwil radości i pokoju. Wystarczy jeden, świadomie nie wyznany grzech. Liczy się teraz, i tak właśnie rozumiem Ewangelię o roztropnych pannach, czy czuwających sługach, czekających na przyjście Pana nawet w środku nocy. Każdego ranka staram się pamiętać o tym teraz, o tym, że mam podejmować takie decyzje i robić takie rzeczy, jakby dzisiejszy dzień był moim ostatnim. Mam kochać – słowo napisane atramentem, który w oczach Pana nigdy się nie zmyje. Czy mi wychodzi? A w życiu… Zapada zmierzch, przychodzi wieczór, a ja zasypiam z myślą, że przepraszam cię Panie Jezu, Ty mnie przytulaj, a ja jutro zaczynam walczyć od nowa.

– Myślę o ludziach, którzy zginęli podczas eksplozji niedaleko stąd. Dlaczego w taki sposób?

+ Każdego zabieram, gdy przyjdzie na niego czas. Sposób ma związek z jego życiem. Zarówno śmierć, jak i ocalenie, jest znakiem dla innych. Nie przerażaj się sposobem, w jaki zabieram. Śmierć jest tylko przejściem.

– A cierpienie przedtem?

+ Jest łaską i jedyną możliwością powrotu do Mnie. Niekiedy trzeba wielkiego cierpienia i wielkiej grozy, by ktoś wrócił. Wszystko cokolwiek czynię, czynię z miłości i dla zbawienia dzieci Moich.

Świadectwo, 386