W sierpniu oddałam kawę w zamian za ratowanie dzieciaczków i młodzieży ze zniewoleń i nałogów. Taki tam drobny interesik z Panem Jezusem. Stałam na starcie, wyluzowana, w ładnym stroju, ale z taką myślą, że podchodzę bez żadnego wcześniejszego treningu, bez przygotowania. Mój trener Anioł Stróż, jakby wyczytał te wątpliwości, podszedł więc i zapewnił, że w tej dyscyplinie treningi nie są tak bardzo konieczne, i że niejednokrotnie mi już o tym mówił. Dał tylko szybką instrukcję, że mam zaufać szefowej całej tej imprezy – Maryi. I jeśli Ona ogłasza, że za wystartowanie każdy dostaje tę nagrodę tj. uratowanie tych dzieci i młodzieży, to znaczy, że tak jest. Mam nie wchodzić w szczegóły, nie rozkminiać, że dziwne to wszystko, że jak się nie dobiegnie to nie szkodzi, że wystarczy mieć pragnienie i wystartować. W porządku, nie dyskutuję. Na grupie coraz więcej wpisów – ten oddaje alkohol, ta pepsi, ja kawę, kolejka coraz większa. Ktoś zaczyna nas wszystkich numerować, jest radość, ustawiają się pojedynczo i całe małżeństwa. Zaczyna robić się tłoczno. Wariaci. Stoję między nimi, wielu znam więc nie czuję się obco. Rozglądam się dookoła – stadion olbrzymi, większy niż narodowy, kilkadziesiąt miejsc na trybunach i wszystkie zajęte. Kibicuje nam całe niebo, rozpoznaję swoich pięciu ukochanych świętych, ogrom innych i dusze czyśćcowe. Jeśli ktoś z nas wątpił i myślał, że to jakieś creazy szaleństwo, to zmieniał zdanie po spotkaniu z wyjątkową osobą, z Duchem Świętym. On przed startem podawał nam coś, co nas wszystkich niosło. Bardzo mi to posmakowało i wiem, że już zawsze będę do Niego szła po to coś, bo będzie przydatne w innych sytuacjach. Było niesamowicie. Zaraz po starcie w miarę ok, ale jak wybiegłam poza stadion na trasę, to bywało różnie. Po drodze wesele, wyjazd do Medżu a tam, ulubiona knajpka, później goście, w trakcie pracy knajpka u Greka naprzeciwko, wyjazd do synka. I to wszystko bez tej kawy. Jejku… ależ się poobijałam. Ale bez upadków i przewrotek, w wielkiej determinacji. Dobiegłam. Szczęśliwa. Cudownie. Nagroda tak jak było mówione. Dzieci i młodzi uratowani. Warto czy nie warto? Wystarczyło stanąć na starcie, na wyjątkowym stadionie i tylko wystartować.
+ Kochać Boga to znaczy pragnąć i czynić wszystko, co możliwe, aby rozszerzało się Królestwo Boże na ziemi. Kochać bliźniego to nie znaczy pragnąć jego bliskości i tego, by zaspokajał twoje potrzeby i pragnienia, lecz to znaczy troszczyć się o jego zbawienie i świętość okazując mu pomoc i dobroć oraz przynosząc ulgę w trudach i cierpieniach codzienności.
Słowo Pouczenia, 385