Słowo ma ogromną moc. Słowo może dać życie, ale może również zabić. Słyszałam to wielokrotnie, ale przyszedł chyba ten właściwy moment, ta chwila, ta właśnie sekunda mojego życia, gdy mój umysł zarejestrował wagę tego przesłania. Czasem aż się w środku rwałam, aby zwrócić komuś uwagę. W tym momencie dziękuję Panu Bogu, że albo nie było tego kogoś w zasięgu ręki, albo mi coś wypadło, albo odłożyłam na później. Ile razy bez świadomości gadałam, nigdy, ale to nigdy nie zastanawiając się czy daję życie, czy może jednak śmierć. A co z odpowiedzialnością? Co teraz? Jak Pan Bóg spojrzy na mnie i przede wszystkim co ja Jemu powiem, gdy po śmierci będę mogła zobaczyć wpływ moich słów na życie drugiego człowieka? Na jego decyzje, wybory, jego czyny? Aż mi się słabo zrobiło. Co teraz? Nic. Ale odechciało mi się raz na zawsze upominania kogoś bez wcześniejszej rozmowy z Maryją, klepania tym moim jęzorem bez zastanowienia. Chyba pierwszy raz w życiu poczułam tę wielką odpowiedzialność za każde wypowiadane przeze mnie słowa.
+ Nie jest ważna twoja doskonałość, tylko twoja miłość. Jeśli będziesz bardzo kochać, to będziesz robić tylko to, co podyktuje ci miłość i wszystko, co możliwe dla tej miłości.